RECENZJE

CORRUPTION „SPLEEN” – ZAPRASZAMY DO PRZECZYTANIA RECENZJI.

Słyszałem kiedyś taką opinię o Corruption – „polski zespół, który chce być bardziej amerykański od tych amerykańskich”. Zdanie, które z założenia miało mieć jedynie złośliwy wydźwięk, po lekturze najnowszego albumu „Spleen” nabiera bardziej ambiwalentnego charakteru. Bo Anioł z odświeżonym składem na „Spleen” już nie chce być tylko jak Zakk Wylde i uprawiać southernowy feeling pod konfederacką flagą. Nie po to właśnie dociążył brzmienie Crowbarem, Panterą i kilkoma patentami starych szkół „Lemmy/Tony Iommi”. „Spleen” w tym wymiarze nie jest „klasycznym kinem drogi”, a jest „rape and revenge” – rock’n’roll pędzący do tej pory luźno po Route 66, zatrzymujący się co najwyżej przy barach ze striptizem – tym razem nabrał mroku i niebezpieczeństwa, dotarł do drugiej części „Od zmierzchu do świtu”. Także niedowiarkom odpowiadam – nowy Corruption jest bardziej amerykański, niż większość współczesnych produkcji zza Oceanu. 

Na „Spleen” składa się 7 utworów, 32 minuty muzyki wydanej własnym sumptem. Surowa okładka i teksty pełne nienawiści, pożogi i złowróżbnych: „krwi na rękach”, „rozkruszanych czaszek” czy „szczania na groby” przemawiają do wyobraźni jednoznacznie, wkraczając w tematykę bardzo filmową. Tym bardziej, że toczone są niskim, chropowatym i żużlowym wokalem. 

Płyta po wielokrotnym przesłuchaniu podzieliła mi się samoistnie na dwie części. Pierwszą, przebojową, na czele z „Hatred”, „Righting My Wrongs”, „Shades Of Death” „I Piss on Your Grave” . Czyli cztery hiciory z cyklu southern-metal, do których jakbym chciał, nie mam się jak przywalić. Fajnie rozbujane, melodyjne, oparte na chwytliwych riffach. I przede wszystkim będące daleko od wprowadzonych przez Metallikę standardów, bo można posłuchać w nich też eleganckich solówek.  

Ciekawie prezentuje się druga połowa krążka – wolniejsza, depresyjna. Startująca od sabbathowego riffu „Dead Shell of a Human Existence”. „Burn From Within” przywodzi na myśl zagrywki Alice In Chains. Wyciszone „Asterism Ursa Major” pełni funkcje „Planet Caravan” czy „Solitude” , ale w momencie, kiedy chciałoby się wysłuchać jak u Black Sabbath kolejnej strony płyty, następuje cisza. Szkoda, bo pozostaje niedosyt tej… świetnej, krótkiej, chociaż treściwej płyty. 

Dla wszystkich zboczeńców Black Label Society i Down – „Spleen” to pozycja obowiązkowa. Reszcie świata niech wystarczy do rozpędzania się na autostradach, koncertach, w życiu, co kto woli. 

Paweł Kuncewicz