KONCERTYNEWSRELACJEWYDARZENIA

Wywiad z zespołem Stand Atlantic

Stand Atlantic wystąpili w warszawskim klubie Niebo jako support Waterparks. Mieliśmy okazję porozmawiać z Bonnie Fraser i Miki Rich’em o historii zespołu oraz o planach na przyszłość. Zapraszamy do lektury.

Cześć Bonnie, Cześć Miki. Jak się macie?

Bonnie: W porządku, dzięki.
Miki: A jak u Ciebie?

Również dobrze, dziękuję. Cieszę się, że mogłem się z Wami spotkać.
Jesteście w Polsce drugi raz, prawda?

B: Tak, to nasza druga wizyta w Polsce.

M: W 2017 roku wystąpiliśmy w Poznaniu i Warszawie. Mieliśmy napisanych tylko pięć piosenek i zagraliśmy jeden cover Foo Fighters, to wszystko (śmiech).

Czy podoba Wam się Polska?

B: Kocham Polskę. Czuję, że u Was zawsze dzieje się coś szalonego, luźnego jak diabli.

M: Mamy nawet dwie historie związane z Polską.

B: Jedna z naszych najbardziej znanych historii, którą zawsze opowiadamy, wydarzyła się w Poznaniu. Potter, nasz gitarzysta stracił swój telefon. Ktoś mu go ukradł i zaczęliśmy go śledzić za pomocą „Find my iPhone” i trafiliśmy do naprawdę podejrzanej dzielnicy. To było super straszne i podejrzane miejsce. Ja zostałam w vanie, więc Miki opowie resztę historii.

M: Goniliśmy tego gościa przez całą drogę, aż wbiegł do jakiegoś budynku i zamknął drzwi. Krążyliśmy wokół tego miejsca, próbowaliśmy się dostać do środka, ale ostatecznie nie odzyskaliśmy telefonu.

B: Najbardziej dziwne było to, że gdy wysłaliśmy wiadomość na telefon Pottera, było napisane, że jest odczytana. Więc ktoś kto go ukradł, patrzył na wiadomości. To było naprawdę dramatyczne, padał ulewny deszcz, było bardzo ciemno, a my ścigaliśmy się po mieście jak w jakimś horrorze (śmiech).

M: Potem zagraliśmy w Warszawie, której nigdy wcześniej nie widzieliśmy, bo byliśmy tak spóźnieni. Przyjechaliśmy na miejsce, wyskoczyliśmy z samochodu, poszliśmy prosto na scenę i zagraliśmy, i tyle. Wtedy nic nie widzieliśmy, ale dziś trochę pozwiedzaliśmy.
Jedyne, co zobaczyliśmy na tym koncercie w Warszawie, to ten jeden dzieciak w okularach, którego pamiętam bardzo wyraźnie. Machał głową tak mocno, że okulary mu spadły. Próbowaliśmy grać, a cała publika pomagała mu ich szukać. Nikt nawet na nas nie patrzył.

B: Po prostu uwielbiam to wasze nieprzewidywalne szaleństwo na koncertach. Kiedy byłam młodsza, zaoszczędziłem trochę pieniędzy, żeby podróżować po Europie, a kiedy przyjechałem do Polski, to było po prostu niesamowite, bo wszyscy byli gotowi do zabawy w najdziwniejszy sposób.

Jak już rozmawiamy o Polsce – Czy próbowaliście jakieś polskie jedzenie?

B: No właśnie nie, jakie są polskie potrawy, które mógłbyś polecić?

MK: Na przykład pierogi.

M: Lubię pierogi, chociaż w Polsce nie jadłem.

B: W takim razie koniecznie muszę spróbować (śmiech).

Porozmawiajmy może trochę na temat zespołu. Minęło ponad 10 lat od Waszej pierwszej EP-ki…

B: Nie, nie minęło aż tyle. A, mówisz o pierwszej w ogóle?

MK: Tak, o pierwszej w ogóle, jako What It’s Worth.

B: A tak, to było dawno temu. To się nie liczy.

W takim razie od zmiany nazwy na Stand Atlantic do teraz, co według Was zmieniło się najbardziej?

B: Członkowie zespołu, oczywiście. Po zmianie nazwy mieliśmy demo EP-ki, ale właściwie nie zaliczam tego, bo nie robiliśmy wtedy nic szczególnego. Co się zmieniło? To naprawdę trudne pytanie, bo wszystko po prostu ewoluuje, dorośliśmy (śmiech). Myślę, że teraz traktujemy to bardziej jako biznes, w pewnym sensie… Może?
Do Miki’ego: Pytam ciebie. Wiesz, patrzę na ciebie w poszukiwaniu pewności, a Ty masz taki wyraz twarzy mówiący „Nie mam zielonego pojęcia” (śmiech).
Dobra, mówiąc najprościej traktujemy to nieco poważniej niż kiedyś, ale nadal jesteśmy zgrają głupków, jak cholera (śmiech).

Wasz pierwszy album został wydany w 2018 roku, i już wtedy byliście dość dobrze znani w Australii ze względu na wasze wcześniejsze wydawnictwa. Mieliście okazję supportować wiele zespołów. Które z tych zespołów, tras czy koncertów szczególnie pamiętacie z tamtego okresu?

M: Z tamtego okresu myślę, że trzy główne, które przychodzą mi na myśl, to One OK Rock, US!, trasa z Waterparks. W pewnym sensie historia zatacza koło.
To było dla nas duże wydarzenie podczas promocji tego albumu w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że nieco wcześniej australijskie koncerty z Sad Summer, też były dla nas ważne. Oprócz tego Alex Lahey była dużym wydarzeniem. Koncerty z Neck Deep, bo to była nasza pierwsza wizyta w Ameryce.

B: Graliśmy z Neck Deep także w Australii.

M: Tak, zgdza się. Zawsze o tym zapominam.

Porozmawiamy o najnowszym albumie „F.E.A.R”, („Fuck Everything and Run”). Jest on bardziej punk-rockowy, niż poprzednie pop-punkowe produkcje, prawda? Wydaje mi się, że sporo eksperymentowaliście przy jego produkcji. Skąd czerpaliście inspirację?

B: Tak, to prawda. Po prostu znudziliśmy się graniem tego samego cały czas (śmiech). A tak na poważnie, to wiesz, dorastasz i zmieniasz się. Myślę, że będąc w zespole grając ciągle tę samą muzykę i swoje piosenki, zmieniasz swoje gusta szybciej, bo jesteś w pewnym sensie przejedzony i nasycasz się tymi samymi dźwiękami cały czas. Przecież teraz jest tyle muzyki na świecie, wręcz przytłaczający ogrom.
I myślę, że u nas zawsze chodziło o to, że staramy się w pewnym sensie ponownie wynaleźć koło, lub po prostu próbować nowych rzeczy i jednocześnie dobrze się przy tym bawić. Wiesz, niezależnie od tego co robisz, z czasem staje się to bardzo monotonne. Gdy grasz praktycznie codziennie, przez cały ten czas, może się to nudzić i zapał maleje. Ale nie zrozum mnie źle, my to lubimy i staramy się aby wszystko co robimy było zabawne i świeże. Nigdy nie chcieliśmy wpasowywać się w jakikolwiek schemat, mówiłam to od samego początku, zawsze chcieliśmy przesuwać granice i próbować nowych rzeczy. Myślę, że dobrym tego przykładem może być „Sex on the Beach”. To na pewno bardziej kontrowersyjny i dość mocno odbiegający od tego co do tej pory zrobiliśmy utwór, co mnie cieszy. Po komentarzach mam wrażenie, że im dłużej go słuchasz tym bardziej się do niego przekonujesz. Przy pierwszym odsłuchu masz takie „Co to jest do cholery?”, ale z czasem zaczyna ci się podobać.

M: Fajną rzeczą jest to, że wielu ludzi może powiedzieć, że ten kawałek nie brzmi jak nasze stare rzeczy, bo nie brzmi. Takie komentarze się pojawiają, ale też nie brzmi jak nasze nowe rzeczy i to też fani zauważają.

B: Ten numer żyje we własnym świecie. To coś zupełnie innego.

Skoro już o tym rozmawiamy, to czy ten singiel jest swojego rodzaju zapowiedzią? Czy możemy się spodziewać czegoś w tym stylu na nowej płycie?

M: Nie, to będzie całkowicie inne. Nie tylko od „Sex on the beach” ale także od wszystkiego co zrobiliśmy wcześniej. Piosenki są już gotowe, ale nie są jeszcze skończone.

B: Nie są skończone skończone. Ale myślę, że na żywo nowy album będzie cholernie miażdżyć. Nie będzie brzmiał tak jak nagranie ze studia, będzie naprawdę świetny. Znajdą się na nim najcięższe rzeczy, jakie napisaliśmy, a także najbardziej popowe. Pracujemy z bardziej zróżnicowanym podejściem. Będzie to mieszanka różnych gatunków.

M: Będzie trochę bardziej punkowo, trochę reggae.

B: Dosłownie w jednej piosence robię jakieś szalone rzeczy, ale nie będę zdradzać o co chodzi.

M: Tak, są też jakieś kawałki taneczne, tak naprawdę, po prostu miksujemy wszystko, co lubimy.

MK: Nie mogę się doczekać. Czy macie już może datę premiery?

M: Nie, nie mamy żadnej daty. Jeszcze tego nie wiemy. Wiemy tylko, że może w przyszłym roku.

B: Tak, prawdopodobnie w przyszłym roku. Okej, nawet jeszcze tego nie nagraliśmy (śmiech).

Wracając jeszcze do F.E.A.R, na którym znajduje się utwór „Deathwish” nagrany z nothing, nowhere. To jeden z moich ulubionych kawałków z tamtego albumu. Planujecie na swoim nowym krążku więcej kolaboracji z innymi artystami?

M: Jeśli odpowiedzą (śmiech).

B: Tak, zdecydowanie mamy kilka opcji. Przynajmniej jedną współpracę mamy już zaklepaną.

M: Zdecydowanie chcemy spróbować zrealizować nasze plany w tej kwestii. Oczywiście, te piosenki są tylko w wersji demo. Jeszcze ich nie nagraliśmy. Ale myślę, że gdy zaczniemy pracować w studiu i zaczniemy nagrywać, prawdopodobnie spróbujemy wysłać je do jak największej liczby osób. Spróbujemy zdobyć jak najwięcej, przynajmniej z tych, które chcemy.

B: Tak, ale jednocześnie nie chcemy zmuszać nikogo. Jeśli wyjdziemy z propozycją do artystów, których chcielibyśmy usłyszeć na płycie, ale nie będą oni zainteresowani, to myślę, że po prostu to zostawimy.

M: Nie chcemy też tworzyć takich kawałków dla samej idei. Nie chcemy nikogo umieszczać tylko dlatego, że ktoś tak chce.

B: Ale na pewno są piosenki, do których mamy konkretnych artystów na myśli i myślimy, że świetnie by pasowali do konkretnych utworów.

M: Nawet mamy już jednego potwierdzonego. Ekskluzywnego!

(oboje wiwatują)

MK: Założę się, że nie możecie jeszcze powiedzieć, kto to jest.

M: Oto wskazówka: To jest muzyk (śmiech).

B: Myślę, że każdemu się ta współpraca spodoba.

Co do innych artystów: czy jest jakiś konkretny, a może kilku, którzy sprawili, że chcieliście zostać muzykami?

B: Dla mnie Blink 182, zawsze byli moim ulubionym zespołem. To trochę klasyczna odpowiedź, ale oni przyszli mi do głowy od razu. Byłam wtedy dzieciakiem, ale to wystarczyło.

M: To też pokazuje jak bardzo byli wpływowi. Jeśli jakiś zespół jest wpływowy, to dlatego, że wpływa na całe pokolenie, dzieciaków.

B: Często też oglądałam DVD Good Charlotte w kółko i chciałam występować tak jak oni.

M: Ze mną było podobnie. Wielu z tych zespołów, chociaż może nie Blink 182, ich słucham nadal, ale wielu innych już nie słucham tak bardzo, albo wcale. Ale gdy miałem 14 lub 15 lat, to Simple Plan, Good Charlotte, Blink 182, Sum 41, oni byli dla mnie ważni, a także Green Day, oni mieli duży wpływ na mnie.

B: Nie zapominaj Avenged Sevenfold, czy Parkway Drive.

M: Tak, dokładnie. Oni są wpływowi z pewnego powodu. Wiesz, może teraz ich nie słuchasz tak często, ale na pewno wciąż mają wpływ, są odpowiedzią dla wielu ludzi.

B: Albo slamming dubstep i remiksy dubstepowe sprzed lat (śmiech).

M: To nie mogło być zbyt dawno temu.

B: To było po ukończeniu przeze mnie szkoły średniej. Chciałam powiedzieć, że to wciąż wydaje się jakby było dawno temu.

M: Pamiętam, że widziałem Skrillexa, gdy po raz pierwszy przyjechał do Australii i grał w klubie na 150 osób, było tak tłoczno. Ale, nie sądzę jednak, że miał na mnie wpływ (śmiech).

B: To również te piosenki, które moja mama grała w samochodzie każdego dnia, gdy byłam mała, jak artystki country Lucindy Williams. Do dzisiaj znam każde słowo do wszystkich jej piosenek, to niesamowite.

M: Ostatnio nawet o tym myślałem. Wydaje mi się, że gdy jesteś młodszy, po prostu przyswajasz te piosenki, nawet jeśli ci się nie podobały. Po prostu je absorbujesz. Moja mama słuchała dużo opery. Mam takie operowe piosenki, które po prostu znam, i takie, które wywołują wspomnienia z dzieciństwa. Mam tak bardzo często i myślę, że też dorastając w Japonii, miałem do czynienia z wieloma japońskimi utworami. Tacy artyści jak Ellegarden, to w pewnym sensie taki japoński odpowiednik Blink 182. Podobnie było z Hoobastank, gdy dowiedziałem się, że wokalista jest w połowie Japończykiem (śmiech).

Pierwszy wasz koncert jaki widziałem na żywo, to występ na Rock for People w tym roku. Bardzo mi się podobał, ale uważam, że minusem była wczesna pora występu, co spowodowało niską frekwencję pod sceną. Czy pamiętacie ten koncert?

B: Tak, pamiętam ten koncert i zgadzam się, było bardzo wcześnie, ale tak to już jest z festiwalami w Europie.

M: Z tym koncertem związana jest zabawna historia, o której mało kto wie. 10 minut przed występem zepsuł się nam laptop. Musiałem wtedy, oprócz tego co zwykle gram na basie, zagrać też linię melodyczną, która na płycie zagrana jest na klawiszach. Musiałem improwizować i byłem wtedy bardzo skupiony na zagraniu ścieżki pianina, a potem powrotu do moich ścieżek basowych. To było stresujące ale dałem radę.

B: To się nazywa profesjonalna robota (śmiech).

M: Może o tak, ale łatwo nie było. Niektórzy się potem pytali dlaczego było aż tyle bassu w tej piosence (śmiech). Pamiętam też, że było wtedy dość wietrznie i tak na prawdę do końca nie wiedzieliśmy czy zagramy.

MK: Cieszę się, że Wam się udało. Dziękuję za rozmowę, było mi bardzo miło Was poznać i z Wami porozmawiać.

B: Dzięki i do zobaczenia na koncercie.

M: Dzięki i do zobaczenia.

 

Rozmawiał: Mariusz Kapcia