Vended wystąpili w Warszawie!
We wtorek, 7 maja odbył się koncert zespołu Vended! Wspierani przez Profiler i Gloom Of The Corner zagrali w warszawskiej Hydrozagadce.
Przeczytaj naszą relację z tego wieczoru.
Pierwsi na scenie pojawili się muzycy z Profiler, promowali oni swój wydany w tym roku debiutancki album „A Digital Nowhere”. Panowie szybko załapali dobry kontakt z publiką dzięki nośnym kawałkom w nu metalowym stylu. Na scenie dochodziło do ciekawych sytuacji, kiedy to gitarę elektryczną przejmował basista, a frontman skupiał się tylko na wokalu, wtedy zdecydowanie wokalista miał większe pole do popisu, więc uraczył siarczystym głosem zgromadzoną w warszawskim klubie publikę. Profiler zagrał około 30 minut, pozostawiając po sobie bardzo dobre wrażenie. Po chwili przerwy, na scenę wkroczyli Australijczycy z kapeli The Gloom In The Corner i roznieśli Hydrozagadke. Szybkie numery, cięte riffy do tego scream i raz za razem mocarne breakdowny, nie mogłem wyjść z podziwu jak dobrze brzmią tego wieczoru. W połowie seta, pojawiły się numery z melodyjnymi partiami wokalnymi, równie dobre utwory. The Gloom In The Corner rozgrzali publikę do tego stopnia, że ten wieczór mógł już się skończyć, a został jeszcze headlainer, czyli formacja Vended.
Vended to ekipa ze stanu Iowa. Czy coś wam to mówi? Założycielami kapeli są bowiem Griffin Taylor oraz Simon Crahan, czyli synowie słynnych członków Slipknot. Zajmijmy się jednak krótkim acz treściwym występem Vended.
Na pierwszy ogień wybrali najnowszy numer „Nihilism”, który miał premierę na platformach streamingowych, właśnie w dniu koncertu w Warszawie, następnie mocarny Am I The Only One, który nie brał jeńców. Publiczność żywo reagowała od pierwszych minut, fani lubiący dobrą zabawę szybko rozkręcili mosh pit i circle pity. Gdy tylko chcieli złapać chwilę oddechu, Griffin Taylor prosił aby nie przestawali. O Vended mówi się, że dzięki nim gatunek nu metal wraca znowu na salony, niewątpliwie zaprezentowali oni kawał porządnego grania również w postaci takich numerów jak Burn My Misery czy Overall. Taylor i jego ekipa postawili na mroczny wizerunek sceniczny z pomalowanymi twarzami, basista wyróżniał się maską, która zasłaniała usta. Ded to Me wyzwolił wśród publiki dodatkową energię, riff z tego kawałka sprawia, że nogi same odrywają się od podłoża. Na koniec Asylum, czyli pierwszy utwór w historii formacji, po którym muzycy ochoczo przybijali piątki z fanami. Niewątpliwie zespół z Des Moines dał energetyczne show, frontman wielokrotnie dziękował za przybycie licznie zgromadzonej rzeszy słuchaczy. Fani, zaraz po zakończeniu szybko udali się po merch, który nie był drogi, więc zdecydowanie grono osób w koszulkach zespołu Vended się powiększyło, co może świadczyć o jednym, świetnym koncercie kapeli ze Stanów Zjednoczonych.
Vended przyda się debiutancki album, żeby jeszcze bardziej zaistnieć na rynku, niestety nie padła żadna deklaracja ze sceny dotycząca płyty, ale deklaracja powrotu na koncert do Polski już tak, więc zacierajcie ręce.
Oczywiście mnóstwo osób przyszło w koszulkach zespołu Slipknot, co mnie urzekło, to widok ojca w koszulce wspomnianego zespołu i nastoletniego syna w koszulce Vended. Jeszcze przed wejściem do klubu, doszło też do fajnej sytuacji kiedy fani formacji Slipknot pokazywali sobie nawzajem dziary z ich ulubionymi muzykami. Muzyka łączy ludzi, więc warto chodzić na koncerty.