KONCERTYRELACJE

Atreyu zagrało w Warszawie!

Formacja Atreyu wystąpiła 26 czerwca w warszawskim klubie Hybrydy. W rolę supportu wcielił się zespół Halocene, chcecie się dowiedzieć jak było? Przeczytajcie naszą relację.

Tuż po godzinie 19 na scenie pojawił się Halocene, kwartet dowodzony przez frontwoman Addie Amick, który zaprezentował warszawskiej publiczności mnóstwo coverów znanych hitów. Ponieważ Halocene, to projekt, który zaczął od robienia przeróbek i z tego najbardziej są znani. Formacja z Phoenix tworzy również własną muzykę i jeden z zagranych numerów, przypominał dokonania Spiritbox, ale nie był on kalką. Występ Halocene był energiczny, perkusista popisywał się szybkością uderzeń w swój zestaw perkusyjny, jeden z gitarzystów próbuje co wieczór pobić swój rekord w długości jednorazowego screamu, w Warszawie wytrzymał 22 sekundy, a jego rekord jest podobno o sekundę dłuższy. Pani Amick, pięknie śpiewa i popisywała się umiejętnościami choćby podczas wykonania solo utworu 30 Seconds to Mars – The Kill. Około 45 minutowy set, kapela zakończyła utworem Chop Suey wiadomo kogo, ponieważ uznali, że publiczność jeszcze nie jest dobrze rozgrzana przed gwiazdą wieczoru.

O godzinie 20 przy dźwiękach muzyki techno, na scenie pojawili się muzycy z kapeli Atreyu. Występ zaczęli od utworu „Drowning” z najnowszej płyty „The Beautiful Dark Of Life”, naturalnie przeszli do hitowych kawałków z  wcześniejszych dokonań, niemałe poruszenie wsród publiki wywołał początkowy riff utworu „Right Side of The Bed”, niemalże odrazu pod sceną rozkręcił się moshpit, a pozostali uczestnicy koncertu żywo reagowali. Frontman Atreyu, dziękował publiczności w imieniu zespołu za tą żywiołowość, a w trakcie trwania koncertu również za to, że nie musieli się prosić, żeby fani rozkręcili moshpit, circle pit itd…Działo się pod sceną, od samego początku! Było również zabawnie, kiedy ktoś poprosił o pokazanie tyłka przez frontmana Atreyu. Jeden z gitarzystów udał się oddać mocz, wtedy Alex, lider formacji poprosił publikę o wywołanie presjii na wioślarzu, aby ten jak najszybciej wrócił. Travis, drugi z gitarzystów w trakcie seta jadł donuty, następnie pytał kto chce gryza i rzucał do fanów resztki pączka. Alex w trakcie jednego z numerów postanowił zejść do publiczności, przechadzał się po klubie i przybijał „piątki z fanami”.

Amerykański zespoł świetnie się prezentuje na scenie, każdy na swój sposób jest inny, ale razem tworzą genialny band! Radość i dobry humor ze sceny miały też ogromny wpływ na publiczności, która była szczęśliwa i roześmiana również za sprawą żartu o założeniu przez Atreyu konta na portalu Onlyfans.

Setlista opierała się po równo na hitach z pierwszych płyt jak i na nowościach, ciekawie brzmiał „Battle Drums”, który wybrzmiał jak kawałek metalowy połączony z dubstepem. Na sam koniec, jako bis poleciał dopiero hicior, ale tutaj trzeba wrócić do pierwszego występu Atreyu w Polsce, kiedy to supportowali Bullet For My Valentine. Wtedy zagrali ten utwór tylko fragmentalnie i obiecali, że następnym razem zagrają go w całości, mowa o Whitney Houston – I Wanna Dance With Somebody. Obiecali, więc zagrali i publika odpłynęła, było to epickie zakończenie koncertu!

Występ Atreyu był świetny, utwory i nagłośnienie bardzo dobre, jednak wygrali ten wieczór kontaktem z publicznością! Już nie możemy się doczekać kolejnego wieczoru z Atreyu!

Setlista: