[RELACJA] Kreator, Anthrax i Testament wystąpili w Katowicach!
11 grudnia 2024 roku Spodek w Katowicach eksplodował energią trzech gigantów światowego thrash metalu! Kreator, Anthrax i Testament połączyli siły na jedynym koncercie w Polsce, serwując fanom solidną dawkę agresji, melodii i scenicznej charyzmy. Była to noc, która zapisała się złotymi zgłoskami w historii polskiej sceny metalowej – trzy godziny czystego szaleństwa, technicznej perfekcji i niepowtarzalnego klimatu. Organizatorem wydarzenia było Knock Out Productions. Zapraszamy do przeczytania relacji Pawła Kuncewicza. 🤘
Przybyliśmy do Spodka i zobaczyliśmy thrashowe święto maniaków tego typu metalu w postaci koncertów Testament, Anthrax i Kreator. Z chęcią napisałbym, że święto muzyki lat 80., a jednak każdy z nich przez ostatnie 40 lat był w stałym obiegu, a przede wszystkim też nagrywał mniej lub bardziej udane płyty. A na tym mini festiwalu ‘muzyki młodych’ było tak:
Na pierwszy ogień Testament, tu w roli special guest i chyba ta forma zespołu Wielkiego Indianina Chucka Billy’ego najbardziej im odpowiada, bo od jakiegoś czasu się jej trzymają. Tu było sztywniutko – przekrojowy set od oldscholowych poczynając „Into the Pit”, materiałów z „The Legacy” i „The Ritual” na najnowszych kończąc (czyli też takich sprzed i do kilkunastu lat). Polacy szczególnym uczuciem darzą Testament, toteż publika od pierwszych minut, to była kompletna szajba. I pomyśleć, że każdy z tych trzech zespołów osobno zapełniłby co najwyżej duży klub, a tu wspólnie wypaliła podobnie, jak kilka tygodni temu przy Obituary i Sepulturze, wielka hala. Metal w Polsce trzyma się mocno.
Chyba wszyscy zameldowali się pod sceną na Anthrax. Przedstawiciela Big 4, chociaż terminu bardzo umownego, bo można z tego uniwersum spokojnie tam wrzucić i Testament i Death Angel i Exodus, Overkill, Dark Angel i pewnie paru jeszcze by się znalazło, za to nikt nie ma tak melodyjnego i „normalnego” wokalu, jak Joey Belladonna, który kolejny raz pokazał, że jest właściwym człowiekiem na swoim stanowisku. Anthrax celnie postawił na swoją złotą erę, czyli lata 80. i największe hity z trójcy: „Spreading the Disease”, „Among the Living” i „State of Euphoria”. Co to był za wesoły zestaw, goście z Wąglika przede wszystkim wygrywają humorem i radością płynącą z ich grania, publika momentalnie to łapie i rozkręca się zabawa. W Spodku tym razem świętowali swoje 40-lecie, dlatego na intro pojawiły się pozdrowienia od zaprzyjaźnionych muzyków. Kogo tam nie było, cała plejada od Nergala, Mike’a Portnoya, Anselmo, Keanu Reevesa, gości z Mastodon, System of a Down itd. Jednym słowem wszyscy kochają Anthrax.
Wieczór zakończył i tu mam największy problem, bo współczesne wcielenie Kreatora nie do końca do mnie gada. Ciężko od nich wymagać, żeby nadal grali jak w latach 80., gdy byli naprawdę twardą załogą. Niemcy w przeciwieństwie do Amerykanów potrafili już kompletnie bezpardonowo przywalić kładąc podwaliny pod death metal, ale mam wrażenie, że wyszlifowanie tego diamentu nie dało oczekiwanego efektu. Przynajmniej muzycznego, bo wizualnie na scenie widowiskowo – wszystko wisiało na szubienicach, wybuchało, strzelało, płonęło i iskrzyło. „Pleasure to Kill” to ciągle najlepszy album.
Przewrotnie nawiązując do tytułu audycji radiowej z komunistycznych czasów, gdy thrash metal był szalenie popularny w demoludach napiszę, że ‘muzyka młodych’ pomimo 40 lat na karku trzyma się doskonale. To była brutalna muzyka na brutalne i trudne czasy. Czy takie też były ok. 15 lat temu, gdy ostatni raz przeżyła swój renesans? Po współczesnej, 30-letnej ‘młodzieży’ jakoś tego nie było widać, bo razem z tą 50-letnią ze Spodka wyszła coś za szczęśliwa. I chyba o to w tym całym thrash metalu teraz chodzi.
Niebawem opublikujemy pełną galerię zdjęć z tego niesamowitego wydarzenia!